Kiedy byłam mała, szczytem marzeń pierwszoklasistów były trzykolorowy długopis i chińska pachnąca gumka. Dziś świecące długopisy i kilkupoziomowe pudełka kredek to norma w plecaku mojej córki. Trudno znaleźć taki gadżet, który by jeszcze zrobił wrażenie.. Na mnie wrażenie robi natomiast to, jak te wszystkie rzeczy szybko się psują, niszczą i przecierają. Kompletując tegoroczną wyprawkę, szukałam więc przedmiotów trwałych, które nas będą cieszyć dłużej niż do pierwszej kartkówki.
Kanadyjska marka (ale o szkockich korzeniach) wyspecjalizowana w plecakach ma już ponad sto lat. Wyróżnia się surowym, właściwie niezmiennym designem i niezniszczalnością każdego z modeli. W kolekcji dziecięcej odnajdziemy ich odpowiednio pomniejszone wersje, którym nic nie brakuje: ani starannie wykonanych detali, ani praktycznych, współczesnych rozwiązań praktycznych.
Duńska firma odmieniła skandynawskie wnętrza, wprowadzając do nich bogactwo egzotycznych barw i wzorów. Oferuje także spory wybór akcesoriów dla dzieci. Wśród nich coś, co przywraca radość szykowania drugich śniadań: jedne z najbardziej wesołych lunchboxów, a także ogromny wybór kolorowych strunowych torebek, woskowanych papierów śniadaniowych i innych. Moim dzieciom spodobały się ceratowe plecaczki i piórniki. Wszystko jest tak wesołe, jakby kupione w lunaparku. Dlatego niech nikogo nie zdziwią kredki w kształcie wąsów!
Nudne worki na kapcie stały się jednym z najwdzięczniejszych elementów wyprawki. Dziś są bardzo praktyczne i bardzo kolorowe. Mieszczą nie tylko kapcie czy strój na W-F, ale i drobiazgi: gumki, ołówki, wiecznie gubiące się ładowarki i klucze. Polska firma Miuki oferuje zestawy po trzy worki każdy: impregnowane, dopasowane do różnych potrzeb, z pomysłowym systemem identyfikacji zawartości i z praktycznymi karabińczykami. Praktyka pokazała, że są niezniszczalne.
W ciągu zaledwie ośmiu lat od założenia maleńka manufaktura z Antwerpii odniosła wielki sukces i dziś jest jedną z ulubionych przez całe rodziny marek w Beneluksie i we Francji. Stoją za nią dwie przyjaciółki, obie zakochane w stylistyce lat 70. i klimatach vintage. Ich szkolna kolekcja jest rozczulająco słodka i z przymrużeniem oka. Na bidony, piórniki i pudełka śniadaniowe trafiły motywy sarenki, żyrafy albo skrzata. Uwielbiam ich zeszyty z recyklowanego papieru!
Amerykańska marka konsekwentnie rozbudowuje asortyment, nie zmieniając jednak zbyt często motywów przewodnich. Na szczęście! Możemy uzupełniać to, co już mamy o pasujące elementy. Małe termosiki – szczelne i dobrze trzymające ciepło – były hitem zeszłego roku. A podrośnięte dzieciaki mogą w tym roku przesiąść się w pierwsze tornistry Skip Hopa: już bez zwierzątek, bo dla starszaków, ale nadal kolorowe. I bardzo praktyczne. Lekkie, pojemne i z lunchboksami w komplecie.
A co z pakowaniem się na zajęcia dodatkowe? Zachwycające są miękkie, workowe plecaki Nobodinoz. Doskonale sprawdzają się, kiedy biegniemy na gimnastykę, balet albo na basen. Ich uniwersalne wzory sprawiają, że sama też taki chcę mieć! Pożyczam więc na weekend. Barcelońska marka dziecięca ma w swojej kolekcji także inne tekstylia dla uczniów: między innymi torby i piórniki.
Marka własna zwariowanej na punkcie papierniczym graficzki podbija serca nie tylko młodych Holenderek, ale i ich dzieci. Hitem jesieni są zeszyty: raczej dziewczyńskie, bo słodkie i pastelowe, z motywem kropli, pandy lub wieloryba. Świetnie sprawdzą się jako szkicowniki: mają gładkie kartki i niczym nie ograniczają pomysłowości właściciela. A to, oczywiście, lubię najbardziej.
Brytyjczycy z papierniczego studia zwariowali na punkcie zeszytów. Choć w ich ofercie jest papier do pakowania, plakaty, kartki okolicznościowe i magnesy, to właśnie zeszyty cieszą się największym – zasłużonym – powodzeniem. Wykonane z ekologicznego, doskonałego papieru, mają sztywne okładki z nadrukowanymi geometrycznymi wzorami nie tylko na zewnątrz, lecz i wewnątrz. Warto mieć zeszyt Mulk choćby dla takiego, miłego detalu…
Artykuł powstał w ramach cyklu mamissimy dla Gaga Magazyn.