Mamy dla Was nie lada gratkę. Wraz z naszym ekspertem, Pawłem Zawitkowskim, autorem projektu, książek i filmów z serii „Mamo, Tato co Ty na to?”, przygotowaliśmy świetny materiał.
Przeczytacie w nim o tym, co dla rozwoju dziecka ma znaczenie, o napięciu mięśniowym, o stymulowaniu zmysłów, ale i o wyciszaniu. Zobaczycie też, jakie zabawki sensoryczne wybrał nasz gość i ekspert, fizjoterapeuta NDT – Bobath. Zapraszamy!
Małe rzeczy mają dla dziecka fundamentalne znaczenie. Cały świat małego dziecka to małe rzeczy. Wielka jest tylko miłość, bliskość, opieka i uczucia, jakimi je darzymy. To, co dla nas jest niewarte jego uwagi, dla niemowlęcia może być ekstremalnie ciekawe, przerastać jego możliwości. Dla nas atrakcją jest wycieczka z 3-miesięcznym dzieckiem do Wenecji. Dla dziecka równie dobrze mógłby to być Nasielsk albo Sieniawa. Gdzie…? Ono ma to w nosie. Dla niego ważne jest z kim i jak. Ważne są emocje, jakie temu towarzyszą i rodzice – szczęśliwi (owszem, lekko zmęczeni) i stale obecni rodzice. Rozwój opiera się na relacjach i spodziewaniu się dobrych doświadczeń. Dobrych nie zawsze znaczy cudownie miłych, skomplikowanych i naukowo poprawnych. Dobrych – to znaczy również ciekawych, zaskakujących i ważne, by nie traumatycznych.
1. Czym jest napięcie mięśniowe i dlaczego jest takie ważne ?
Napięcie mięśniowe jest wyrazem czynności własnej mięśni i układu nerwowego. Każdy z nas ma jakieś napięcie mięśniowe. Inaczej rozumiemy je jeśli chodzi o mięśnie szkieletowe/posturalne. To one utrzymują naszą pracę przeciwko sile grawitacji w każdej możliwej pozycji, w trakcie ruchu i spoczynku. Umożliwia nam leżenie, siadanie, chodzenie, pisanie, chwytanie filiżanki i jakąkolwiek aktywność, jaka przyjdzie nam do głowy. Napięcie mięśniowe narządów wewnętrznych odpowiada za ich czynność, np. mięśniówka jelit czy przełyku – za ich ruchy perystaltyczne, mięśnie oddechowe umożliwiają mechanikę oddychania, mięśnie serca – wiadomo… itd.
Napięcie mięśniowe nie zależy od naszej woli, tylko od cech układu nerwowego i cech czynnościowych i strukturalnych samych mięśni. To cecha uwarunkowana genetycznie ze wszystkimi tego konsekwencjami i możliwościami modyfikacji w rozwoju płodowym.
Najważniejsze! Każdy z nas ma nieco inny poziom podstawowego, czyli osobniczo uwarunkowanego napięcia mięśniowego. Jedni znacznie niższe od „średniej”, ale całkowicie prawidłowe, inni wyższe. Każde z nich jest prawidłowe. Nie podlega modyfikacji… chyba że farmakologicznie.
Inną sprawą jest napięcie funkcjonalne, czyli to, jakiego używamy, korygujemy w celu wykonania jakiejś czynności. To już zależy od różnych czynników – sytuacji, uwarunkowań dojrzewania, doświadczeń, emocji, zadania do wykonania, cech naszych zmysłów, w tym czucia, percepcji, temperamentu, czynników takich jak organizacja, planowanie, koordynacja ruchu i wielu innych…
Napięcie mięśniowe pozwala nam żyć, oddychać, trawić, biegać, czytać czy śledzić idących ulicą ludzi (ruchy gałek ocznych) – po prostu funkcjonować w każdym tego słowa znaczeniu, z wyjątkiem myślenia, choć i na ten proces mają wpływ nasze doświadczenia, które w jakiejś części również warunkowane są przez nasze cechy neuro-biomechaniczne.
Niskie napięcie mięśniowe czy wysokie… nie oznacza nieprawidłowości. O nieprawidłowościach możemy mówić dopiero wtedy, kiedy poziom, dystrybucja albo koordynacja napięcia mięśniowego w nieprawidłowy sposób modyfikują nasze funkcje i aktywność.
2. Na co należy zwrócić uwagę? Co powinno nas zaniepokoić?
To pytanie pułapka. I to poważna… Internet pełen jest opisów „objawów”, które – jeśli wystąpią u dziecka – powinny nas niepokoić. Problem polega na tym, że często pojedyncze objawy niedojrzałości lub normalnych zmian adaptacyjnych niemowląt i małych dzieci wyglądają bardzo podobnie do objawów nieprawidłowości. Statystycznie rzecz ujmując, zaburzenia występują bardzo rzadko. Najczęściej obserwujemy objawy niedojrzałości lub zmian adaptacyjnych, typowych dla wieku lub danego typu psycho-ruchowego. Często też niepokojące nas zachowania dziecka wynikają z jego reakcji na typowe przypadłości wieku niemowlęcego (kolki, „refluks”, czyli cofanie się treści żołądkowej do przełyku, choroby skóry, zapalenia układu moczowego, inne) lub „przerastające jego możliwości adaptacyjne” zmiany w otoczeniu (odstawienie od piersi, pojawienie się rodzeństwa, kłopoty zdrowotne dziadków/rodziców, pójście do żłobka/przedszkola…).
Najgorsze jest to, że jeśli w nieuzasadniony sposób podważymy poczucie bezpieczeństwa rodziców i wiarę w zdrowie ich pociech, przywrócenie zaufania i wiary, że wszystko jest w porządku jest długotrwałym i skomplikowanym procesem. Efektem jest ciągła niepewność, strach, doszukiwanie się najgorszego, stres dla rodziców i dzieciaków, które ciągane po specjalistach mogą potęgować objawy swojego strachu i niepewności. Zamknięte koło.
Jeśli cokolwiek w dłuższym okresie w poważny sposób zakłóca dziecku możliwość ruchu, jego spontanicznej aktywności, albo relacje i kontakt z rodzicami i otoczeniem, ogranicza możliwości poznawania otoczenia i realizacji swoich pragnień, a nam utrudnia codzienną opiekę, zabawę i tak po prostu, po ludzku niepokoi – skonsultujmy to z pediatrą.
To wystarczy. Przeszukiwanie internetu… Proszę bardzo, ale bez odnoszenia tego, co przeczytamy, do własnego dziecka. Proponuję dużo dystansu i uważnej obserwacji dziecka, nie przez 5 minut, ale w dłuższym okresie czasu. To trudne, bo wymaga cierpliwości i oddania inicjatywy dziecku, ale jeśli sobie na to pozwolimy, szybko zorientujemy się jak wiele mogą same nam „powiedzieć” o swoich oczekiwaniach, problemach, ograniczeniach, możliwościach i potrzebach…
3. Jak możemy stymulować zmysły malucha? Kiedy zacząć ?
Stymulacja zmysłów to proces. To nie jest zadanie do wykonania. Stymulujemy zmysły dziecka, kiedy jeszcze jesteśmy w ciąży, od momentu, kiedy jego organizm jest w stanie odbierać, przetwarzać i analizować jakiekolwiek bodźce płynące z otoczenia. Stymulujemy naszym głosem, jego barwą, melodią… Stymulujemy zapachem, ciepłem, ruchem wokół dziecka, atmosferą niepokoju, poczuciem bezpieczeństwa, rozmową między rodzicami, z teściową, kolorem ścian i ilością niepotrzebnych przedmiotów w domu, fakturą prześcieradła, maty i ubranek, które zakładamy dzieciom, kolorem i kształtem zabawek, zapachem potraw i herbaty, którą parzymy rano, ziół w ogrodzie i szumem płynącej wody. Wszystko jest stymulacją, nasza twarz, jej mimika, nasz dotyk i napięcie naszych mięśni kiedy jesteśmy zdenerwowani, albo błogo rozleniwieni.
Możliwości stymulacji jest zatem wiele, ale to, co najważniejsze w stymulacji, to nie stopień skomplikowania zabawek, wystroju wnętrz, tylko harmonia, poczucie bezpieczeństwa, możliwość dzielenia się z innymi naszymi wrażeniami i bliskość osób, dzięki którym uczymy się jak reagować na to co i jak się dzieje wokół nas i z nami. Rozwój odbywa się tylko w relacji z inną osobą, nie z telewizorem, radiem, mechaniczną zabawką, czy ekranem tabletu i smartfonów. My sami jesteśmy esencją i definicją stymulacji, a miarą naszej odpowiedzialności za rozwój naszej pociechy jest nasze pełne uważności i czasu, jaki na to przeznaczamy uczestnictwo w poznawaniu przez dziecko otaczającego go świata. Reszta to tylko gadżety… Ważne, ale one same – bez nas, nie mają żadnego znaczenia dla rozwoju dziecka.
4. Jak odpowiednio zaplanować pierwsze zabawy z kilkumiesięcznym maluchem, żeby go nie przebodźcować?
Wystarczy dać sobie i dziecku czas, uważnie je obserwować, czekać na reakcje, nie zasypywać tysiącami bodźców, tylko dociekać i poszukiwać ciekawych stron małych i z pozoru niewinnych przedmiotów, rzeczy codziennego użytku. Podstawą dojrzewania, rozwoju, a przez to jakiejkolwiek stymulacji jest jej wartość emocjonalna i możliwość poznawania świata, tego nieożywionego i tego najbardziej ciekawego – ożywionego, razem i w relacji z inną osobą. I dla nikogo nie będzie żadnym zaskoczeniem, jeśli napiszę, że tą najbardziej preferowaną osobą będzie jedno lub oboje rodziców, ich czas, spokój, bliskość, łagodność i ciekawość doświadczania i poznawania.
Czas dla niemowląt płynie inaczej niż dla nas. Podstawowym błędem jest próba zmieszczenia w kilku / kilkunastu minutach tego, na co dziecko chciałoby przeznaczyć godziny. Dzieciaki niestety szybko uczą się za rodzicami, że trzeba wszystko szybko, pobieżnie, najlepiej od razu trafiać w sedno, zamiast poszukiwać drugiego i trzeciego i piątego dna/tła…, po prostu – kolejnych wartości i znaczeń, powiązań między nimi.
Najlepiej jeśli będziemy tworzyli okazje do tego, by dziecko samo odkrywało te relacje, powiązania i wartości. A to wymaga od rodziców ogromnej uważności, czasu, refleksji, kreatywności i najczęściej – pozbycia się utartych schematów i reguł, na co dzień „ułatwiających” nam życie, a tak naprawdę okrawających je z najważniejszych wartości – wartości międzyludzkich relacji i głodu zgłębiania każdej rzeczy do najgłębszych jej pokładów. Planować trzeba, ale po dziecięcemu, nigdy „po naszemu” Jak to zrobić? Zapytajcie się dzieciaków…
5. Jak wyciszyć malucha i go uspokoić ?
Kolejna pułapka w całym procesie opieki i pielęgnacji. Wszyscy poszukują jednego, uniwersalnego sposobu uspokojenia dzieci, tymczasem taki nie istnieje. Pytanie, które warto byłoby zadać zamiast „jak uspokoić”, to „co je niepokoi” i „dlaczego nie jest w stanie się wyciszyć, co zakłóca jego mechanizmy samoregulacji”. Wiem… to trudne i nużące, tym bardziej, że cierpienie i płacz dziecka paraliżuje nasze ciała i umysły.
Tymczasem to jedyny klucz do znalezienia tego najlepszego sposobu wyciszenia. Jeśli dziecko płacze wieczorem nie mogąc zasnąć, to oznacza, że albo źle wybraliśmy godzinę usypiania, albo nie wyczekaliśmy na własne sygnały dziecka o jego znużeniu, albo je przegapiliśmy, albo zbyt mało odpoczynku i snu zapewniliśmy dziecku w ciągu dnia, albo należałoby zmienić nieco rytm dobowy, przesunąć kąpiel z wieczora na rano lub wczesne popołudnie, zmienić pory i objętość karmienia.
Podstawowym warunkiem wyciszenia emocji dziecka jest nasze własne wyciszenie, spokój, ciepło, wyczulenie na sygnały dziecka i reakcje na nasze działania. Paradoksalnie najbardziej pomaga pozbycie się wszelkich utartych schematów działania. Owszem rytm i rytuały są potrzebne w życiu małego dziecka, ale jako tło naszego działania. Najważniejsze to umiejętne dostosowanie się do cech, potrzeb, możliwości, ograniczeń, lęków dziecka w odpowiednim czasie i zakresie… Rzeźnia:), ale możliwe:).
Jeśli więc w miarę trafnie ocenimy przyczynę rozdrażnienia, rozregulowania aktywności dziecka, szybko odnajdziemy sposób na jego wyciszenie i regulację jego funkcjonowania. Najważniejsze to dawać to, czego aktualnie potrzebuje: ucieczka z miejsca, które go drażni, wyciemnienie, wyciszenie otoczenia, jedzenie, noszenie kiedy chce, spanie kiedy zamykają się oczy, itp.
W jaki sposób? Sposobów jest tyle, ile dzieci i sytuacji. Proste recepty, typu mocne otulanie, silne bujanie, podrzucanie, odmawianie realizacji pragnień, nawet jeśli są pokręcone, pozostawianie dziecka samemu sobie, „by przestało płakać”, wszelkie odmiany „karnych jeżyków”, czyli wszelkie formy „trenowania” dzieciaków i programowania ich zachowania – to najgorsze rozwiązania.
Jedyne, na dłuższą metę, skuteczne i korzystne dla ich ciał i umysłów – to negocjowanie, zrozumienie, wychodzenie naprzeciw, uczestniczenie, towarzyszenie, asystowanie, po prostu „bycie z nim…”.
Jeśli bujamy, to delikatnie, jeśli mówimy, to czule, jeśli każemy, to siebie, jeśli zabraniamy, to logicznie i sprawiedliwie, dając w zamian, coś co jest równie warte utraconej możliwości. Jeśli usypiamy to wtedy, kiedy dziecko do spania jest gotowe, jeśli bawimy się, to nie wtedy, kiedy my chcemy, tylko wtedy kiedy chce tego dziecko i z całym szacunkiem dla jego preferencji.
Pewnie uznacie, że to utopia, ale tylko dlatego, że nie mamy odwagi, czasu i cierpliwości, by uznać, że to ważne i możliwe. A wystarczyłoby po prostu uwierzyć i zastosować.
6. Na co powinniśmy zwrócić szczególną uwagę wybierając zabawki i gadżety sensoryczne dla dzieci?
Zabawki mają być po prostu ciekawe, odpowiednie do wieku, poziomu percepcji, zakresu zainteresowań, pasji i możliwości dziecka. Bezpieczne, różnorodne, dające możliwość modyfikacji i wielorakiego zastosowania. Tak by mogło bawić się nimi dziecko samo, z rówieśnikami, innymi osobami i przede wszystkim – z nami.
Zobacz jakie zabawki sensoryczne wybrał fizjoterapeuta NDT – Bobath Paweł Zawitkowski
Mata edukacyjna Explore & More Skip Hop
Mnóóóóóstwo możliwości, ooooooogromna różnorodność, w zasadzie wszystko w polu “rażenia” niemowlęcia… I zaskakujące, kolorowe podłoże i skupiające uwagę, i ciekawe zawieszki… Każda inna, ale bez kakofonii kolorów i kształtów, czego innym producentom nie udaje się zwykle uniknąć. Zazwyczaj minusem mat dla niemowląt (celowo nie używam słowa „mata edukacyjna”, bo to skrót myślowy) jest ich krótki okres użytkowania. Ta mata wystarcza na długo…
Jest atrakcyjna zarówno dla młodszego niemowlęcia, które dopiero uczy się wyciągać rączki, kopać nóżkami, obracać się, jak i dla tych większych niemowląt, które już siadają, czworakują, aktywnie bawią się zabawkami. Każde niemowlę potrzebuje czasu dla siebie – mata czas ten wypełnia wszelkiego typu treściami. Ale za każdym razem warto przypomnieć, że najbardziej efektywnie dziecko uczy się swoich możliwości, cech i możliwości tego, co je otacza – razem z rodzicami albo starszym rodzeństwem. Jeśli patrzy w lusterko, chętnie porówna swoje miny z minami mamy lub taty, jeśli bawi się liskiem, to z chęcią usłyszy o lisku piosenkę lub wierszyk, albo obejrzy przedstawienie z udziałem zwierząt w reżyserii rodziców. Ta mata takie możliwości oferuje i dziecku i jego rodzicom:).
Grzechotki Trio EXPLORE & MORE Skip Hop
Lubię zabawki, które potrafią niemowlę (i dorosłych) zaskoczyć. Czym może zaskoczyć grzechotka? Tym, jak bardzo jest inna od innej grzechotki, tym jak różne wydaje dźwięki, tym jak łatwo zachęcić rodziców, by nie tylko grzechotali nią maluchowi przed nosem, czego – na marginesie – niemowlęta nie znoszą… Ale również tym, że rodzice mogą je wykorzystać do opowiedzenia niesamowitej historii, zaśpiewania piosenki (używając tych grzechotek jak instrumentów) lub zacytowania wiersza de la Fontaine o kruku i lisie, i w nieskończoność zmieniając bohaterów opowieści.
To również grzechotka gryzak, to również…, no właśnie. Okazuje się, że nawet proste gadżety, którymi wypełniamy świat dziecka, potrafią być bardziej uniwersalne niż nam się wydaje, dawać nam możliwości pokazywania tej uniwersalności i wielości zastosowań samemu dziecku. Jak wielu zastosowań? To już zależy od nas samych i od dziecka. Ukłon dla producenta, że te akurat grzechotki dają nam taką szansę.
Cudownie jest patrzeć jak niemowlęta odkrywają świat i swoje możliwości. Na przykład jak doskonalą umiejętności manipulacyjne…. Najpierw próbują uderzać i skrobać, potem kurczowo zaciskać paluszki na zabawce, potem, kiedy już coraz lepiej kontrolują swoją aktywność, zaczynają przekładać zabawkę z dłoni do dłoni, potem zaczynają obracać ją w dłoniach, jakby przygotowywały się do żonglowania… Potem już doskonalenie tych umiejętności. Nie zapomnijmy o ciągłym eksperymentowaniu na zabawkach – czy wytrzymają gryzienie, szarpanie, uderzanie, rozrywanie i przygniatanie… Na różnych etapach rozwoju swoich umiejętności niemowlęta testują różne chwyty, precyzję ruchów dłoni, palców, w końcu „paszczy”, czyli buzi:). Na każdym z tych etapów przydadzą się piłeczki-gryzaki Skip Hop. Łatwe do chwytania, każdy zdecydowanie różni się od innych, do tego wiele powierzchni i elementów, które można międlić, gryźć, ugniatać, rwać i dusić… Smacznego:)
Zestaw instrumentów EXPLORE & MORE Skip Hop
Niemowlętom nie wystarcza oglądanie, dotykanie, obracanie, rwanie, wąchanie i porównywanie. To fundamentalne umiejętności ludzkiego ciała i umysłu, którym zestaw instrumentów Skip Hop oferuje wiele możliwości. Małe dziecko jest istotą analizującą przedmioty, osoby i zdarzenia wszystkimi swoimi zmysłami, całym swoim ciałem i z całych sił, i z totalnym zaangażowaniem. Dlatego niesłychanie trafna wydaje się nazwa zestawu instrumentów: „explore & more”… Nie tylko pozwala na poznawanie różnych kształtów, form, kolorów i faktur, wzbogaca doświadczenia niemowlęcia różnorodnymi dźwiękami wydawanymi przez każdy z elementów tego zestawu, ale też pozwala doświadczyć tego co płaskie i obłe, sztywne i giętkie, gładkie i nierówne, cienkie i grube, jasne i ciemne, mniej i bardziej kontrastowe… Zmusza do korzystania z różnych rodzajów chwytu, zmiany ustawienia całego ramienia i dłoni w zależności od intencji dziecka i tego co z tych intencji wyszło:). Można potrząsać, obracać, gryźć, dzwonić, uderzać, porównywać, dociekać, oglądać, chwytać całą dłonią i paluszkami… wszystkimi lub tylko dwoma. A poza tym, to po prostu jest ładne.
Kocyk sensoryczny Mini Mr B Lullalove
Każdy, kto widział niemowlę, które dostało jakąś pluszową zabawkę wie, że częścią, która natychmiast ląduje w łapce, a potem w buzi jest… metka:). I kocyk to „zapotrzebowanie” na metki wszelkiego rodzaju wystające sznureczki, tasiemki, itp. oferuje. Po prostu orgia międlenia i gamlania, i gryzienia, i rwania, i jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, do poznawania sprawności swoich rączek i paluszków i doskonalenia czucia i umiejętności warg, dziąseł, języka, podniebienia…
Skąd taka żądza gryzienia i memłania? To naturalny element doskonalenia umiejętności precyzji ruchów dłoni, ale też nieodzowny, ważny etap doskonalenia czucia i umiejętności jamy ustnej. Przygotowywania do jedzenia stałych pokarmów i kształtowanie mechanizmów obronnych przez zadławieniem, zachłyśnięciem. Cudowna stymulacja sfery oro-facialnej, czucia, ruchu i innych zmysłów. A już za kulisami warto przypomnieć jak ważne dla niemowlęcia jest manie czegoś do przytulania, międlenia w rączkach, czegoś co jest lekkie, ciekawe, niezobowiązujące, użyteczne, miłe i da się pogryźć. I taki jest właśnie ten kocyk… To gadżet z rodzaju tych niezbędnych w każdej rączce malucha:).
Piłka piłce nierówna? I tak, i nie… Piłka ma nie tylko toczyć się, tak by można ją było gonić. Piłkę należy również gryźć:). A jak tu gryźć gładką piłkę…? Lepiej obgryzać taką z wypustkami, co wypustkami smyra i drażni, i do gryzienia podnieca… Ma być kolorowa, miła w dotyku, lekka, łatwa do chwytania; taka, za którą można z chęcią pogonić na czworaka albo podpełzać, albo rzucić do taty. Piłka skłania do zmiany pozycji, można się przez nią przeturlać, trzeba też przygotować się na nagłe zwroty sytuacji, kiedy się od czegoś odbije, albo za mocno ją popchniemy. Piłka zmusza do precyzji ruchów, podnieca do eksplorowania przestrzeni, doskonali koordynację, planowanie, organizację ruchu, ocenę odległości, przestrzeni, efektów własnych ruchów i ich przewidywania. Dziecko poznaje swoje możliwości i zaczyna je oceniać. Na dodatek łatwo taką piłkę chwycić, nawet jeśli niemowlę w tej materii jeszcze nie jest mistrzem świata. A jeśli zdarzy się na niej położyć, albo do siebie docisnąć dostarcza dodatkowych bodźców i atrakcji. I na koniec… idealna i dla niemowlęcia, i dla większego dziecka – na każdą okazję:).
Grzechotka Gruszka A Little Lovely Company
Rzeczy proste intrygują, a niektóre z nich intrygują do stopnia niesłychanego. Tym bardziej, że choć rzecz to prosta, to oferuje dziecku możliwość chwytania i wtedy kiedy jeszcze się tego uczy, i wtedy kiedy już doskonale potrafi panować nad swoimi paluszkami. Jest też metka i tasiemka – obiekty pożądania każdej niemowlęcej buzi. Jest też coś na bolesne dziąsła (kółko) i coś na obfite ślinienie się Poduszeczka z miętową gruszką). Swoją delikatnością i pastelowym kolorem intryguje. Tym co oferuje małym rączkom i maleńkim buziom zachwyca. Do tego wydaje odgłos (grzechocze)…, szkoda że nie „paszczą”. Takie proste, a takie udane…
Interaktywna zawieszka Kaczuszka Moulin Roty
Poznawanie świata jest poważną i wyczerpującą czynnością. Szczególnie kiedy jest co poznawać. Moulin Roty takie wyzwania przed niemowlęciem stawia. I dobrze…, w końcu nam też nie było łatwo w życiu (…żart:)). Ta grzechotko-zawieszko-gryzaczko-chwytaczka potrafi zaspokoić najbardziej wybredne niemowlę. Fajne, różnorodne faktury – i twarde, i miękkie, różne kształty dają możliwość korzystania z każdego rodzaju chwytu, a na dodatek można to gryźć do woli, zależnie od akuratnej tkliwości, czy potrzeb wrażliwych lub też tych bardziej drapieżnych dziąseł malucha. Można to gnieść i drapać, obracać do woli, próbować przekładać przez otwór paluszki i dłoń. Można ciągnąć i gnieść. Można też po prostu oglądać, bo oglądać jest co. Na dodatek zaskakuje, bo niejedno niemowlę uporczywie będzie zadawało sobie pytanie co robi na boku tego dziwnego niebieskiego stworzenia, to coś takie żółte z czymś czerwonym na końcu. Rączki, oczy i buzia niemowlęcia i w domu i na spacerze będą usatysfakcjonowane, gwarantuję:).
Cyrk – zawieszka wielofuncyjna ze światełkiem LED – Lilliputiens
Różnorodność i możliwość porównywania ma dla niemowlęcia fundamentalną wartość. Dzięki temu się uczy, dzięki temu poznaje. I na pewno nie wie, że coś żółte w brązowe pasy to tygrys, a to coś „innego” z wypustkami na głowie, wystające z czegoś brązowego to zając… Dla dziecka właśnie „inność” jest wartością samą w sobie. Różnorodność pobudza zmysły, intryguje, każde zgłębiać problem, czasem przywiązuje do siebie, czasem nie. A w rezultacie kształtuje pojęcie preferencji, emocjonalnego stosunku, a stąd już prosta droga do pobudzania chęci poznawania świata. Pojęcia typu zając, tygrys, kapelusz, brązowy…? Takie pojęcia wprowadzi dziecku jego otoczenie, ważne by wcześniej dzieciak był przygotowany na tę różnorodność i bogactwo świata, miał zaszczepioną w sobie gotowość i głód poznawania. A kiedy lepiej to robić, jak nie w trakcie spaceru, w samochodzie w foteliku, czy leżenia w łóżeczku, na brzuchu na podłodze i ciąganiu, rwaniu, gryzieniu, międleniu różnorodnych, kolorowych, ciekawych form, faktur i kształtów. Na dodatek z uniwersalnym „wentylem bezpieczeństwa” – długimi kolorowymi wstążkami, którymi, podobnie jak metkami każde niemowlę potrafi bawić się godzinami. A że tego nie do końca rozumiemy…? Tym gorzej dla nas:).
Grzechotek często używamy jak tajemniczych hipnotyzerów niemowląt. Tymczasem, to z punktu widzenia niemowlęcia, bardzo ważny etap doskonalenia jego umiejętności, poznawania własnych możliwości, świata i wzajemnych zależności. Zaciekawienie, konieczność analizowania i odkrywania procesu akcja-skutek – to podstawa rozwoju poznawczego, a tutaj, pierwszego w życiu dziecka doświadczenia, kiedy Ono jest autorem i koordynatorem wydarzenia. Grzechotka to pierwsze doświadczenie kojarzenia własnej aktywności ze spektakularnym efektem, organizacji pracy rączek, koordynacji oko-ręka, planowania ruchu, jego precyzji i taktowania, czyli regulowania natężenia, częstotliwości i siły ruchu w czasie. Takie proste i takie ważne. Naprawdę ważne dla rozwoju dziecka… Dlatego świetnie, jeśli jest dobrze wykonane, z odpowiednią średnicą uchwytu (dla malutkich rączek, napięcia mięśniowego i doskonalenia precyzji chwytu to niesłychanie ważne), nakłania do wykonywania nie tylko jednostajnego ruchu, ale też różnicowania go w zależności od oczekiwanego efektu (piszczałka / grzechotka). Nie jest to oczywiście poziom akademicki analizy danych, ale umysł dziecka rządzi się swoimi prawami i w zadziwiający sposób najchętniej doskonali się – na tym etapie rozwoju – korzystając z prostych, logicznych doświadczeń. Więc, jeśli już kupujemy grzechotki to te najlepszej jakości:).
Ci, którzy zadają sobie pytanie, dlaczego żyrafa Sophie tak fascynuje niemowlęta, po prostu niemowląt nie rozumieją. ONA JEST PIĘKNA!!! Na szczęście to nie jedyna zaleta tej zabawki. Łapiąca za serce, urocza mordka żyrafy. Dokładnie tak wyraźna i pozytywnie nastrajająca jak trzeba, z wielkimi (w skali niemowlęcia) oczami i łagodnym wyrazem „twarzy”. Intrygujące brązowe łaty i te kopytka…! Jest cudownie, ani za mało, ani za dużo – miękka, elastyczna. Łatwa do zgniatania przez malutkie paluszki, ale wytrzymała. Idealna do wkładania sobie do buzi… Szczególnie głowa, zadowalająco duża, i nie za mała, a na dodatek na długiej szyi, tak że i zadławić się nie sposób. A jeśli znudzi się niemowlęciu obgryzanie głowy, mamy jeszcze cztery kopytka… Jedno obgryzamy, drugie i trzecie, i czwarte lekko drażni. A jak trzeba, to i dwa na raz w buzi wylądować mogą. A jeszcze, jak trzeba i swędzą dziąsła, to można całą szyję w poprzek międlić i gnieść. Fajnie piszczy i zgrzyta (w dziąsłach). Wytrzymuje wszystko i mimo ciągłego dewastowania ciągle się uśmiecha – cudo!
Żyrafa Sophie, czy to przypadkiem, czy jako wyraz przemyśleń projektanta geniusza, idealnie dostosowana jest do potrzeb emocjonalnych i tych fizycznych malutkiego umysłu i ciała. Często zapominamy, że niemowlę korzystając nie tylko z obecności rodziców, ale też korzystając z różnych zabawek i przedmiotów, kształtuje swoje umiejętności samoregulacyjne. Z obserwacji wiem, że żyrafa Sophie idealnie się do tego nadaje.
Naturalny lateks, z którego jest wykonana jest dla dziecka bezpieczny i nie wiem jakich trzeba by było umiejętności lub zdolności destrukcyjnych, by udało się niemowlęciu taką żyrafę zniszczyć. Bezpieczna, miła, wręcz urocza, ciekawa i intrygująca w dotyku i „na oko”, odpowiadająca na potrzeby niemowlęcia. Trzeba czegoś więcej…? Wystarczy! To jeden z rodzajów mód i gadżetów, które przynoszą nam radość i korzyść. I które mieć warto.
Paweł Zawitkowski jest autorem serii „Mamo, Tato, co ty na to?” – www.mamotatocotynato.pl wydawnictwa Zawitkowski.pl