Kiedy byłam w pierwszej ciąży, przygotowałam w wyprawce dwa śliczne kocyki. Byłam z nich dumna, bo długo szukałam tego, co mi się naprawdę podoba. Miały służyć na zmianę. Życie szybko zrewidowało moją minimalistyczną wizję wyprawki. Z niemowlęciem w wózku wparowałam do pierwszego lepszego sklepu i dokupiłam trzy kocyki, które wpadły mi pod rękę. Okazało się, że to one, a nie zasypka, laktator czy podgrzewacz, były prawdziwym filarem wyprawki. Służyły jako okrycie, jako prześcieradło, otulacz czy mata do przewijania lub do zabawy. W drugiej ciąży miałam już te dwa starannie wybrane kocyki. Te dokupione dawno się rozsypały. Ale na szczęście byłam przygotowana i miałam kolejne znaleziska. Oto one:
Dwie projektantki ze Sztokholmu wymyśliły kolekcję dla rodziców wymagających, świadomych ekologicznie i szukających uniwersalnych wzorów. Bo Garbo and Friends wyróżnia się tym, że pasuje do wszystkich wnętrz, nie tylko tych stricte dziecięcych. Oprócz kocyków bawełnianych, znajdziemy tu też takie, które zostały uszyte z mieszanki wełny jagnięcej i kaszmiru. Ponoć niesamowite w dotyku.
Jakość, dyskrecja i elegancja, czyli kwintesencja francuskiego stylu. Odnajdziemy tu ulubione nad Sekwaną kolory: pastele i obowiązkowy musztardowy. Kocyki szyte są z niezwykle miękkiej muślinowej bawełny tkanej jak tetra, teraz najmodniejszej chyba tkaniny. A złota nitka i frędzle to te małe detale, dla których serce bije mocniej!
Romantyczne i so french! Hitem młodziutkiej marki są dziane kocyki i inspirowane japońskimi matami grube pikowane koce w musztardowym kolorze. Rose in april jest bardzo dziecięce i beztroskie, przypomina mi słoik z landrynkami. Tak bardzo się spodobało klientom, że właścicielka nie nadąża z produkcją, nie mówiąc już o założeniu strony internetowej.
Ci szwedzcy buntownicy designu weszli już do głównego nurtu, ale nadal pilnują swojej niezależności od przemijających trendów. U nich piękne jest to, co proste i naturalne. Wyróżnia ich jakość, ale nie dążą do doskonałości. Nieustającą inspirację czerpią z kolorów północnych lasów i zimnych mórz. To u nich znajdziemy klasyczne, u nas niemal zapomniane, kocyki z filcowanej wełny.
Wszyscy rodzice wiedzą, że kocyk to coś znacznie więcej niż kocyk. To także ulubiona zabawka przez pierwsze lata życia. I tak projekt o znaczącej nazwie Bu! doskonale nadaje się do zabawy w a kuku i do wszystkich domowych przebieranek. Sprzyja temu nie tylko świetny nadruk na ekologicznej bawełnie, ale też dwie dziureczki na oczy.
Piekielnie zdolna dziewczyna z Londynu założyła własną markę jeszcze na studiach i natychmiast stała się królową wełnianej dzianiny. Jej koce to właściwie dzieła sztuki. Nie dość, że zrobione z kaszmiru lub jagnięcej wełny, to jeszcze utkane w absolutnie baśniowe wzory. Można je czytać jak książki na dobranoc.
Inspiracją dla twórców tych skandynawskich kocyków były baśni, a przede wszystkim ta o Księżniczce na ziarnku grochu. Postanowili stworzyć kolekcję ponadczasową, a jednocześnie odpowiadającą współczesnym gustom. Nie zmienili tego, co od zawsze było najważniejszą cechą kocyków: miękkości i gładkości.
Prosta rzecz – ręcznie dziergany, prosty koc z inicjałem – a ciągle rarytas. Litery są piękne, jak od kilku sezonów udowadniają nam typograficzni i designerzy. Ja dodam: piękne, ponadczasowe, a do tego sprawiają, że koc zyskuje osobisty rys. Do takiego koca można się naprawdę przywiązać. O wartości pamiątkowej już nie wspomnę!
Projektant Dawid Woliński zaczął tworzyć także dla dzieci. Jego nowa marka oferuje tekstylia z zwierzęcymi bohaterami, a każdy ma swój charakter i inną osobowość. Może w którymś z nich odnajdziemy siebie lub naszego malucha? Kocyki są dwustronne – z jednej strony uszyte z niezwykle miłej ręcznie satynowanej bawełny, z drugiej z weluru.
Koce stworzone przez dwie siostry z Australii odniosły sukces w ciągu zaledwie jednego sezonu. Dlaczego? Są po trzykroć niezwykłe. Po pierwsze – są okrągłe są duże (150 cm średnicy). Po drugie – ręcznie farbowane. Po trzecie – dlaczego zapomnieliśmy, że frędzle i etniczne wzory są takie fajne? Doskonały koc na plaże, fotel czy kanapę. Do narzucenia na ramiona lub do zawinięcia się po czubek nosa.
Artykuł powstał w ramach cyklu mamissimy dla Gaga Magazyn.